Poprzedni temat «» Następny temat
Przesunięty przez: kisia
Pon Sie 14, 2006 12:52
Toksyczne związki
Autor Wiadomość
M-M 
Wysłany: Nie Paź 17, 2010 18:18     


Dołączyła: 04 Paź 2010
Wiecie co w tym jest najgorsze?
Człowiek, który wychował się w toksycznej rodzinie często wręcz przyciąga do siebie toksyczne osoby i jego późniejsze związki nie są udane.
Nie wiem co takiego musiałoby się wydarzyć, żeby poznać kogoś normanego w odpowiednim czasie. Nie każdemu to jest dane.
I nawet jeśli już to wie, że jest w takim toksycznym układzie, że należy czym prędzej uciekać i resztę życia przeżyć lepiej, w szczęściu i spełnieniu... to tkwi jak ten kołek w płocie, dopóki nie zdarzy się cud i ktoś nie podejmie decyzji za niego o wymianie płotu.
Koszmar!
Profil
PW Email Cytuj
shad_ow 
Wysłany: Sob Gru 17, 2011 20:12     



Imię: Monika
Dołączyła: 13 Sie 2006
Skąd: Polska,Holandia
Ta kobieta z pewnością przeżyła swój toksyczny związek ...

- Treść zapożyczona z innego portalu -



Przemoc psychiczna w związku lesbijskim.

Krzyczę w myślach. Jest noc. Krzyczę w myślach, bo boję się, że gdybym otworzyła usta, to siła mojego głosu będzie tak wielka, że zawali się dom. Kolejny raz obudził mnie senny koszmar, ból wspomnień. Odczuwam go dopiero teraz, kiedy jej już nie ma, kiedy mogę "puścić", kiedy wszystko zaczyna docierać do mojej świadomości jak wielka ciemna fala.
Przez ponad rok byłam w stanie szoku, tzw. nerwicy postraumatycznej: napady lęku i paniki, trzęsące się ręce, trudności z oddychaniem, napady histerii, drgawki, koszmary nocne, zaburzenia pamięci. Krzyczałam z bólu - psychicznego. To skutek doświadczania przemocy psychicznej we wszystkich jej odmianach: od wybuchów gniewu po perwersyjną przemoc psychiczną kwalifikowaną przez psychologów jako "prowadzącą do obłędu". Wyrwałam się resztką sił woli i rozsądku z sytuacji, która przekracza ludzkie wyobrażenia...

Kobieta po przejściach i Kobieta z przeszłością. Ja prawie 40 lat, Ona prawie 50. Wydawało się, że to wiek dojrzałości. Kiedy poznałam Moją Ukochaną, wszystko potoczyło się szybko. Godziny rozmów o duchowości, wspólne zainteresowania przeszłe i teraźniejsze, wspólne poszukiwania życiowe. Nie mogłyśmy wytrzymać bez siebie ani jednej chwili. Niezwykłe otwarcie i doświadczenie bliskości w przepływie miłości. Najważniejsze wyznania. Moja Ukochana mówiła, że całe życie marzyła, żeby ktoś otworzył ją tak jak ja, że marzyła o tym, co właśnie dzieje się między nami, że nie wie, jak w ogóle mogła do tej pory beze mnie żyć, że z nikim nie była tak blisko, że kocha mnie jak nikogo nigdy wcześniej nie kochała (choć czasami było to w wersji "gdybym przestała się bać..."). Moja Ukochana chciała ze mną żyć, mieszkać razem, planować przyszłość i choć wydawało mi się to zbyt szybkim tempem, postanowiłam zaufać, otworzyć się, ponieważ działo się to, o czym ja też zawsze marzyłam, bo kiedy była koło mnie, czułam się jak w domu, bo miałam uczucie, że całe życie tęskniłam właśnie za nią, bo kochałam jak nigdy dotąd...
Na tym obrazie cudownej, wielkiej miłości od początku jednak była rysa, jak to często bywa ignorowana i przysłonięta poczuciem szczęścia, tym bardziej, że zbyt nieprawdopodobna. Rysa, której początkowo nie mogłam zidentyfikować, chwilami nie rozumiałam, co się dzieje. Rysa, która potem zmieniła się w pogłębiającą się szczelinę, by w końcu stać się przepaścią, w którą spadłam.

W swojej książce pt. "Toksyczne słowa. Słowna agresja w związkach" Particia Evans opisuje wyniki swoich wieloletnich badań nad niszcząca siłą słownej agresji, ze szczególnym uwzględnieniem nie tylko tej jawnej jak np. awantury, wybuchy gniewu czy wyzwiska, ale przede wszystkim tej wyrafinowanej, perwersyjnej, którą psychologia nazywa "prowadząca do obłędu", operującej najpierw blokowaniem i manipulowaniem komunikacją, a potem polegającej na drobnych upokorzeniach, obojętności, sarkastycznych uwagach, lekceważeniu, subtelnym umniejszaniu czyjejś wartości i cudzych osiągnięć, dyskredytowaniu, krytykowaniu, negowaniu uczuć. Jedna z czytelniczek napisała: "Pani książka ocaliła mi życie zarówno w sensie emocjonalnym, jak i prawdopodobnie fizycznym, ponieważ byłam w takim stanie, że chciałam umrzeć." Ja mogłabym napisać to samo, więc teraz piszę ten tekst dla siebie i dla wszystkich kobiet, które znalazły się lub znajdują w podobnym chaosie toksycznego związku, a szczególnie lesbijek, ponieważ najczęściej ten temat jest poruszany w odniesieniu do męskiej agresji w związkach heteroseksualnych.
Perwersyjna przemoc jest niezwykle podstępna, trudno ją rozpoznać i trudno się przed nią bronić. "Jeśli nigdy nie byłaś w związku opartym na słownej agresji, możesz mieć trudności z wyobrażeniem sobie, jak on wygląda." (1) Wiele osób ma problem z rozpoznaniem słownej agresji, nawet same ofiary. Szczególnie, że raniące sytuacje następują naprzemiennie z zapewnieniami o miłości czy innymi pozytywnymi gestami. Moja partnerka najpierw mnie przyciągała, za chwilę jednak odpychała, a ja zastanawiałam się, co zrobiłam źle i jak mogę jej pomóc. Te sprzeczne doświadczenia wprowadzają do umysłu zamęt. Dezorientację potęguje nieprzewidywalność wybuchów i zmian nastroju, powodując nieustanny stan stresu i zaburzenia równowagi. Najczęściej też cała przemoc odbywa się za zamkniętymi drzwiami, a osoby agresywne w społeczeństwie postrzegana są jako szlachetne, przyjazne i życzliwe, w rzeczywistości będąc tyranami.. To również dotyczy Mojej Ukochanej, choć później odkryłam, że jest znana z agresji i wyżywania się na innych, jest postrzegana jako osoba toksyczna i unika jej wiele osób. Pokazuje podwójną twarz podzielonej osobowości.

Zaczęło się od milczenia i uwag pół-żartem pół-serio, a potem pojawiało się trywializowanie, tego, co dla mnie ważne, lekceważenie, sprowadzające moje uczucia do nic nie znaczących przeżyć. Coraz bardziej gniew zastępował wszystkie inne uczucia, budując mur. Powtarzało się prowokowanie awantur, by wyładować agresję w cyklach typowych dla gniewoholików sprzężone z projekcją negatywnych uczuć. Z czasem w naszym związku wszystko zostało podporządkowane nastrojom mojej partnerki. Przypominało to życie na huśtawce, choć raczej było bardziej nieprzewidywalne: moja partnerka traciła panowanie nad sobą z błahych powodów. Nic nie było mniej pewne niż jej humor. W jednej minucie czuła, w drugiej okrutna. Musiałam pozostawać ciągle czujna, aż w końcu bałam się i byłam gotowa zrobić prawie wszystko, by tylko się nie zdenerwowała, żeby tylko jej nie prowokować. Wpadłam w pułapkę, myśląc, że jeśli będę bardziej wyrozumiała, bardziej tolerancyjna, bardziej... Nigdy żadne "bardziej" nie pomaga. Jednak najgorsze była niezrozumiała, nagła, choć trudno uchwytna podskórna wrogość, czasami przejawiająca się w najintymniejszych momentach mojej całkowitej otwartości i bezbronności. Podobnie jak wiele innych kobiet w takiej sytuacji, próbowałam zrozumieć Moją Ukochaną, starałam wyrażać się z większą precyzją, wyjaśniać. To wszystko nie zapobiegło nasilającej się przemocy i jej przejawianiu się w coraz nowych formach krytycyzmu i poniżania. "Proszę podkreślić w swojej książce jak zawoalowane, subtelne i podstępne bywają przejawy słownej agresji. Człowiek się do nich przyzwyczaja, czuje się zagubiony i później już nie wie, co się dzieje." (1) To jest życie w zniekształconej rzeczywistości negowanych odczuć, umniejszanej wartości, cyklicznych ataków narastającej przemocy. Skutkiem jest ciągły stres, utrata spontaniczności, radości i energii życiowej. Bryn C. Collins nazywa ludzi o takim zachowaniu trującymi krytykami: „Ludzie ci znacznie przekraczają granicę zdrowego, pomocnego krytycyzmu, krytykując każdy aspekt życia partnera. Celem owej zmasowanej krytyki jest przejęcie kontroli. Osoba krytykowana zaczyna wątpić we własną zdolność do podejmowania jakichkolwiek rozsądnych decyzji. Ulega emocjonalnemu zamrożeniu.”(4). Cały proces przypomina eksperyment przeprowadzony na żabie, która wrzucona do gorącej wody, natychmiast wyskoczyła, ale ugotowała się umieszczona w wodzie, której temperaturę podnoszono stopniowo. Często znakiem ostrzegawczym są objawy psychosomatyczne (ja miałam chroniczny ból głowy) lub sny. W moim przypadku była to wizja, że ktoś odciął mi ręce...

Istnienie perwersyjne przemocy psychicznej jest możliwe, opiera się na istniejącym w związku emocjonalnym chaosie, świadomie lub nieświadomie wytworzonym przez osobę agresywną, by sprawować kontrolę nad partnerką. Ofiara ma mętlik w głowie, ponieważ - jak w procesie Kafki - cały czas jest oskarżona, jednak nie wie, o co i nie sposób tego ustalić. Wszystko jest zagmatwane, irracjonalne, ciągle pojawiają się sprzeczne informacje. Najczęściej, zakładając szczerość i przypisując drugiej stronie własny system wartości, ofiary nawet latami próbują dociec, co się tak naprawdę stało, próbują zrozumieć sens i pojąć motywy partnerki. Jednak w takiej sytuacji nie ma problemu, który można rozwiązać, bo problemem jest sama agresja, wyładowanie toksycznego gniewu i chęć sprawowania kontroli. Kobiety, wierząc w możliwość rozwiązania problemu, tłumaczą, że to, co powiedziały zostało opacznie zrozumiane, tolerują narastającą przemoc, obwiniając się i jednocześnie poddając się manipulacji poczuciem winy i odpowiedzialności. Nieświadomie tracą poczucie własnej wartości. Odmowa nazwania tego, co dzieje się tak naprawdę, odmowa dialogu i wspólnego szukania rozwiązania, paradoksalne wypowiedzi, tak niespójne logicznie, że aż czasem śmieszne - to wszystko składa się na blokadę komunikacji charakterystyczną dla osób perwersyjnie agresywnych. Komunikacja jest czymś, czego boją się najbardziej, a jej zablokowanie daje im poczucie kontroli. Zafałszowanie obrazu rzeczywistości daje im poczucie władzy.
Agresywne osoby żyją w rzeczywistości, w której miłość oznacza władzę nad innymi. Ich zachowanie wynika tak naprawdę z lęku przed czyjąś dominacją, niskiego poczucia wartości, braku kontaktu z własnymi uczuciami, braku poczucia bezpieczeństwa - doświadczeń z dzieciństwa, z którymi nie chcą się zmierzyć. Otwartość i bliskość to cechy, których boją się najbardziej, ponieważ w ich świecie oznaczają bezbronność, to zaś równa się śmierci. Cokolwiek zrobi, partnerka traktowana jest jak wróg. Dlatego wszelkie próby, które zdawałoby się powinny sprzyjać polepszeniu sytuacji, odnoszą odwrotny skutek. Im bardziej partnerka dzieli się sobą, swoimi uczuciami, tym bardziej agresywna strona uważa to za jej słabość lub za zagrożenie dla swojej pozycji siły opartej na niedostępności emocjonalnej. Im więcej partnerka osiągnie i dzieli się tym, myśląc, że druga strona będzie cieszyć się razem z nią, tym bardziej osoba agresywna umniejsza i trywializuje jej dokonania pobudzające jej niskie poczucie wartości. Dzielenie się swoimi radościami i szczęściem powoduje gniew, szyderstwa lub reakcję dającą do zrozumienia, że nie jest się godnym uwagi.
-Kochanie, popatrz jaki piękny kwiat.
-Kwiat jak kwiat.

Mechanizm perwersyjnej przemocy psychicznej dochodzi do głosu, gdy w związku dwojga ludzi pojawia się duża bliskość, która wywołuje lęk. Jest to mechanizm autonomiczny, tj. działający niezależnie od osoby ofiary czy jej działań. Moja Ukochana mówiła, że nigdy nie płacze, że nie płacze przy nikim - przy mnie płakała. Mówiła, że całe życie marzyła, by ktoś ją otworzył. Jednak żadna z nas nie przypuszczała, że to oznacza otworzenie Puszki Pandory. Ludzie emocjonalnie niedostępni zamykają część siebie - by nie czuć bólu wydarzeń z dzieciństwa. Nie będąc w stanie rozpoznać rzeczywistego źródła bólu uczuć zepchniętych do podświadomości, projektują je na partnera. Nie mają kontaktu ze swoim odczuwającym 'ja'. Nie są w stanie rozpoznać źródła strachu, pogardy dla samego siebie i projektują je na partnera. Często ukrywanym uczuciem jest też gniew, więc żeby go usprawiedliwić, jego źródło wyprojektowane zostaje na partnera, który w oczach agresorki staje się "winny" - wszystkiego i niczego. Jest to przerzucanie odpowiedzialności na partnera, nie branie odpowiedzialności za swoje zachowanie i usprawiedliwianie się trudnym dzieciństwem.

Ważnym elementem tej układanki jest to, że ofiarami agresywnych wcale nie są osoby słabe, a wręcz przeciwnie, są to osoby silne, odnoszące sukcesy. Mają coś, czym - paradoksalnie - partnerzy chwalą się w obecności osób trzecich, a co najpierw chcą zawłaszczyć, a potem niszczą za zamkniętymi domowymi drzwiami. Destrukcja psychiczna drugiego człowieka nie przeszkadza im innych wprowadzać w błąd, więc znajomi często nie mogą uwierzyć, że ta sama osoba może zachowywać się zupełnie inaczej. Choć w społeczeństwie postrzegane są jako szlachetne, w rzeczywistości są wampirami emocjonalnymi, zwanymirównież mordercami dusz. "Istnieją bowiem ludzie, którzy przechodząc zostawiają na swojej drodze ludzkie wraki i żywe trupy". Ja nazwałam to życiem z waty, bo tak właśnie odczuwałam swój stan: żyłam, jadłam, pracowałam, ale nie czułam smaku, jakby wszystko było z waty, jakby ludzie byli z papieru; coś we mnie pękło, nie czułam nic. Pękło nie tylko moje serce, ale pękła też moja dusza. Problem "morderców dusz" (określenie wprowadzone przez amerykańskiego psychiatrę, Leonarda Shengolda) polega także na przypisywaniu własnych, negatywnych stanów emocjonalnych (takich jak złość, zawiść, nienawiść) innym ludziom. W ten sposób wampiry wyładowują swoje stany wewnętrzne i postrzegają siebie jako "dobrych". Wampir emocjonalny uprzedmiotawia druga osobę i interesuje się nią wyłącznie wtedy, kiedy jest mu do czegoś potrzebna.

Długo nie chciałam wierzyć w prawdę o patologii jej osobowości. Narcyz, osobowość borderline i ludzie o innych patologiach osobowości – naprawdę istnieją. Poniżej przytaczam internetowe wypowiedzi dotyczące zachowań osób z borderline - pogranicznym zaburzeniem osobowości (opis zachowań pasujący także do mojej partnerki):

"Nigdy na nikim tak mi nie zależało. Dałam z siebie więcej niż wszystko i przegrałam.
To była osoba z bardzo ciężkim bdp, nie taka już młoda. Miała silne rozszczepienie osobowości, za każdym razem obcowałam z kimś innym, z kimś, kto kocha do bólu albo znów nienawidzi i poniża, albo już się znudził i chce odpocząć. Udręka, te projekcje, podejrzenia, nie boję się powiedzieć - sadyzm.. nie chcę nawet wspominać. Ale trzymała mnie zawsze perspektywa chwilowych lotów, szaleństwa. Ciągle przesuwałam granice swojej psychicznej wytrzymałości, aż zdałam sobie sprawę, że stałam się ofiarą, manipulowaną, słabą, wyssaną ze wszystkiego. Musiałam zawalczyć o siebie, jeszcze kilka miesięcy i ten związek by mnie zniszczył, sama potrzebowałabym fachowej pomocy. Zerwałam, a mój świat był w kawałkach."

"To jak rozdwojenie jaźni"

"Tak usilnie szukając bliskości a jednocześnie uciekając przed nią... ludzie z tym zaburzeniem kochają, naprawdę. ale robią różne chu*owe rzeczy. najgorsze jest to że mogą kogoś wpakować w depresje i najczęściej to tą ukochaną osobę."

"Miały być zaręczyny a są słowa "przepraszam ale nie nadaje się do związku..." z dnia na dzień. najpierw wielka miłość, później obojętność...."

"Wytrzymasz z taką , mój facet uciekł ode mnie po 4 latach ciężko opisać co robiłam, kochałam do szaleństwa a mówiłam, że nienawidzę."

"Dziesięć razy dziennie mówiłam, że mam go w (...) i wracam do rodziców, chociaż życie za niego bym oddała nawet dzisiaj w sekundę, u mnie im bardziej kocham tym bardziej nienawidzę i niszczę tę osobę, wytrzymanie z taką osobą jest cudem."

"Byłam w takim związku jakieś 1,5 roku. Odeszłam, chociaż po podjęciu tej decyzji umierałam przez następne pół . Nasze relacje kompletnie mnie wykończyły, wyprały z godności, poczucia własnej wartości - codziennie inny humor, cisza po kilka/ kilkanaście dni bez powodu, krótkie chwile szczęścia i długie tygodnie napięcia i strachu. Trzymałam się dzielnie, bo czekałam na zmianę, chyba się od tego uzależniłam.”

"Mają w sobie nieskończone pokłady miłości, marzą o tym, by ją komuś dać. Ale boją się ludzi i tu się błędne koło zamyka. Maska agresji na twarzy. Czekając na uzewnętrznienie tych "pokładów miłości" prawie każda zdrowa psychicznie osoba zaczyna wpadać w psychozę. Zawsze warto pomóc, ale takie osoby często nie chcą jej przyjąć - za to ci ludzie, którzy chcieli coś zmienić, kochali, starali się - sami potrzebują potem pomocy specjalisty..."

"Przekonanie, że będzie się szczęśliwym tylko jeśli znajdzie się osoba, która będzie ich kochać bezgranicznie, bez-względu-na-wszystko. Ale jeśli trafi się osoba, która ich tak mocno kocha - musi być z nią coś nie tak, trzeba więc od niej uciec."

Diagnoza jeszcze bardziej przerażająca: skrajny narcyzm. „Nie chodzi tu o zwyczajnych, egocentrycznych Narcyzów, którzy czasami nawet potrafią związać się emocjonalnie z inną osoba. Mam raczej na myśli ludzi szkodliwych i niebezpiecznych, traktujących innych jak przedmioty, które można wykorzystać i wyrzucić w dowolnym momencie. Mówię o ludziach, którzy kradną ci życie, a potem mówią, że nie jest ono dla nich wystarczająco dobre. Nie chcą się zmienić i po prostu porzucają każdego, kto ośmieli się zasugerować, że zmiany mogłyby okazać się korzystne.
Ten rodzaj narcyzmu przypomina studnię bez dna, do której możesz wrzucić całe swoje życie. Ale nawet to nie wystarczy. Nie chodzi tu o to, że nie jesteś dość dobry. Wprost przeciwnie – jesteś zbyt dobry, zbyt zagrażający, zbyt zdolny, a toksyczny Narcyz nie może znieść wynikającego stąd poczucia niższości. Aby ochronić swe niezwykle kruche ego, toksyczny Narcyz atakuje, usiłując ściągnąć cię w dół.”(4)

Pewnego dnia zamiast zastanawiać się „jak ona może tak robić, skoro mnie kocha", przychodzi trudne zrozumienie, że 'jak ona może mnie kochać, skoro tak robi...". Jak pisze autorka książki "Toksyczne słowa", tęsknimy za tym, czego tak naprawdę nie miałyśmy, a zamiast tego był brak poczucia bezpieczeństwa, brak realnego wsparcia, brak miłości, wrogość i irracjonalne traktowanie, zagrożenie i niepewność każdej chwili.
Mój związek skończył się, kiedy powiedziałam Mojej Ukochanej, że się boję, bo nigdy nie wiem, co zrobi: czy „pogłaszcze" mnie, czy "uderzy". W odpowiedzi spotkał mnie tylko szantaż, że odejdzie. Nie zatrzymałam jej, choć wiedziałam, że tego oczekuje i zostanie, gdy poproszę.
Jak głosi powiedzenie, na dnie Puszki Pandory jest nadzieja. I tej nadziei trzymałam się za długo, nawet po rozstaniu. Myślałam, że to wszystko to ucieczka i lęk przed bliskością, lęk przed miłością, że rany z jej dzieciństwa każą jej uciekać. Szukałam więc rozwiązania w "całym kosmosie". Otwierałam jeszcze bardziej moje serce. Nie mogłam uwierzyć w tak nieludzkie okrucieństwo. Pisałam listy o miłości, lecz pozostały bez jakiejkolwiek odpowiedzi, a ostatnim akordem było zanegowanie przez nią wszystkiego, co się wydarzyło. ... Wrzuciłam całe moje życie do studni bez dna. Miałam poczucie, że ktoś przymierzył moje życie jak płaszcz i jak nie pasującą rzecz odłożył. Byłam rzeczą.

Trudno opowiedzieć jak niewyobrażalnym jest to, że można miażdżyć kogoś, kogo przed chwilą uwielbiało się bezgranicznie. Otworzyłam się całkowicie, zaufałam. Ofiarowałam Mojej Ukochanej najgłębszą ciszę mojego serca. Ona dziękowała mi za wspólne doświadczenie boskości, a potem wyrwała mi serce. Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło, coś nie-do-pomyślenia. Chorowałam jeszcze długo potem. To była walka o życie i znalezienie odpowiedzi na pytanie zadane przez terapeutkę "dlaczego się nie broniłam?", na pytanie o powody uwikłania się w tę sytuację.

Moja Ukochana jest praktykującą buddystką. Dużo mówi o współczuciu. Mówi, że nie lubi przemocy i nie chce krzywdzić, więc żeby nie zabijać komarów, wynosi je w dłoniach za drzwi lub wypuszcza za okno. Nazywam ją Św. Joanną od komarów.
Profil
PW Email Cytuj
isabellita78 
Wysłany: Sro Lis 21, 2012 08:32     


Imię: Izabella
Dołączyła: 21 Lis 2012
Skąd: Bytom
Męczyłam się przez lata i w końcu zaczęłam korzystać z pomocy :(
Profil
PW Email Cytuj
kropka75 
Wysłany: Pią Sty 11, 2013 11:14     


Dołączyła: 22 Lut 2008
Skąd: Gliwice
kisia napisał/a:
Arex30, toksyczny związek to zupełnie co innego co rozwód, jak jest rozwód, nie ma związku
Dla mnie najbardziej toksycznym związkiem jest życie z alkoholikiem, damskim bokserem czy kryminalistą. Nie rozumiem kobiet które latami godza się na życie pod wspólnym dachem z takimi osobnikami :przestraszony: :zalamany:
Nie trzeba aż tak.
Wystarczy partner, który poniża kobietę, wyrzuca jej rzeczy co tydzień z domu (mam wśród znajomych), albo taki domator, co jak do pracy idzie, to zawsze o jakąś koleżankę zahaczy.
Tu nie trzeba przemocy nawet.

Ale fakt, że do rozwodu to ma się nijak, taki temat.
Profil
PW Email Cytuj
Yeti 
Wysłany: Nie Kwi 07, 2013 17:37     



Dołączył: 17 Sie 2005
Skąd: Gliwice
kropka75 napisał/a:
Nie trzeba aż tak.
Wystarczy partner, który poniża kobietę,...

...albo kobieta, która poniża partnera... itd.itp.itd :]
Profil
PW Email Cytuj
kropka75 
Wysłany: Pon Kwi 08, 2013 12:13     


Dołączyła: 22 Lut 2008
Skąd: Gliwice
Yeti napisał/a:
kropka75 napisał/a:
Nie trzeba aż tak.
Wystarczy partner, który poniża kobietę,...

...albo kobieta, która poniża partnera... itd.itp.itd :]


Też.
Płeć tu nie ma znaczenia.
Profil
PW Email Cytuj
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Nie możesz ściągać załączników na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Themes: junFresh & Silk icon

Akcje Charytatywne - Pomogliśmy

Zbiórka dla Domu Dziecka nr 3 w Gliwicach

Sprzęt dla Kliniki Patologii Noworodka w Zabrzu

Zbiórka dla Domu Samotnej Matki w Gliwicach

Zbiórka dla Hospicjum w Gliwicach






Ważne wydarzenia

I Urodziny Forum
II Urodziny Forum
III Urodziny Forum
IV Urodziny Forum
V Urodziny Forum


Jestem w Katalogu Ciekawych Stron - Zapraszamy!
Wyróżnienia
ForumGliwice.com - GWIAZDOR


Objeliśmy patronat Medialny nad:

- Adriatic Express 2006
- Gliwickie Spotkania Dobrych Dusz 2006
- II Gliwicki Piknik Lotniczy 2006
- Biotechnology - the next GENEration 2007
- WOŚP-Gliwice 2008