|
|
dupiate forum
|
 |
Wasza Twórczo¶æ - Z³oty kluczyk
Nyhariel - Pon Wrz 10, 2007 12:06 Temat postu: Z³oty kluczyk Blaszanym busem zarzuca³o niemi³osiernie ju¿ na d³ugo przed tym, jak samochód zjecha³ z asfaltowej drogi i wtoczy³ siê na szutrówkê. Szybki przejazd przez pole i postronny ¶wiadek rozgl±daj±cy siê za babim latem móg³by przysi±c, ¿e nic têdy nie przeje¿d¿a³o. Auto zniknê³o w lesie pêdz±c wyboist± drog± przed siebie. Seria morderczych zakrêtów pokonana z prêdko¶ci± czterdziestu mil na godzinê nie zrobi³a na pasa¿erach najmniejszego wra¿enia. Dziesiêæ m³odych twarzy z niecierpliwo¶ci± wypatrywa³o kresu podró¿y gubi±c siê w domys³ach, jak te¿ on wygl±da. Do tej pory nikt jeszcze nie bra³ udzia³u w tak zaawansowanym eksperymencie, nikt te¿ nigdy nie testowa³ systemu. I co najlepsze: nikt nigdy nie widzia³ pola walki.
Samochód zwolni³ i mijaj±c krzak bzu, wjecha³ w kut±, ozdobn± w smocze ³by bramê. Po oko³o trzystu jardach zatrzyma³ siê przed frontem dziwacznej rezydencji, bêd±c± dziwnym maria¿em neoklasycystycznego pa³acu ton±cego w bieli, doklejonego do przebudowanego, gotyckiego zamku typu nizinnego.
Kierowca da³ sygna³ klaksonem, boczne drzwi blaszaka rozsunê³y siê. Oprócz kierowcy, chudego, w±satego typa w wielkich, ciemnych okularach i czarnym, skórzanym bezrêkawniku, na dziedziniec wysypa³ siê spory t³um m³odych ludzi z tobo³kami ró¿nej ma¶ci.
- Witam pañstwa w moich skromnych progach. – rzek³ do tej pory niewidoczny cz³owiek w jasnym garniturze stoj±cy u szczytu schodów, tu¿ obok doryckiej kolumny. – Nazywam siê Chester Lloyd i z zawodu jestem lekarzem. Rozumiem, ¿e to wam niewiele mówi. Wiêkszo¶æ z was zna mnie, zapewne, raczej jako czarnoksiê¿nika o wdziêcznym imieniu Runemagick, prawda panie Barre?
Zapytany d³ugow³osy ch³opak sk³oni³ siê nisko nieco zaskoczony.
- Lordzie Runemagick, ostatni nasz pojedynek by³ zaiste przepiêkn± walk±. Liczê na rewan¿!
Cz³owiek w garniturze roze¶mia³ siê serdecznie. W¶ród m³odych ludzi rozesz³y siê g³osy uznania.
- Nie tym razem, waleczny rycerzu Entwine, choæ przyznaæ muszê, ¿e ostatnim razem ju¿ by³o z moim lordem krucho. Tym razem jednak zasi±dê w lo¿y arbitrów i byæ mo¿e… ale to niespodzianka. – odpar³ uprzejmie, po czym zwróci³ siê do wszystkich. – Jak widzicie szanowni Pañstwo, podzielam wasze zami³owanie do fantasy do tego stopnia, ¿e postanowi³em zainwestowaæ w rozwój gier systemowych i stworzyæ w³asny system, bardzo wiarygodny i daleko wyprzedzaj±cy technologicznie wszystko, co do tej pory poznali¶cie. Na dalsze wyja¶nienia zapraszam do jadalni, gdzie czeka na nas zas³u¿one ¶niadanie. Guriona, naszego kierowcê, ju¿ Pañstwo poznali. Proszê o pozostawienie swoich baga¿y na schodach, Gurion rozlokuje je w pokojach. Proszê za mn±.
To rzek³szy, Odwróci³ siê i uchyli³ prawie trzymetrowej wysoko¶ci rze¼bione, dêbowe drzwi. Jako pierwszy pod±¿y³ za nim obciêty na zapa³kê okularnik o fizjonomii typowego kujona, za nim ruszyli wszyscy. Po chwili podjazd opustosza³. Oparty o maskê kierowca w czarnym, skórzanym bezrêkawniku rzuci³ niedopa³ka na trawê i ruszy³ w kierunku pozostawionych na schodach plecaków. Pozbiera³ je i kolejno powrzuca³ z powrotem do samochodu.
* * *
Przepych wystroju wnêtrz czê¶ci pa³acowej zrobi³ na przybyszach kolosalne wra¿enie. Kryszta³owe lustra w z³oconych ramach, dziesi±tki portretów ró¿nej ma¶ci przodków, marmurowe posadzki, wreszcie wachlarzowe schody oraz ustawione po bokach po³yskuj±ce zbroje. Po przej¶ciu przez rozsuwane drzwi, wszyscy znale¼li siê w jadalni, pomieszczeniu d³ugim na sze¶ædziesi±t stóp, wysokim na dwana¶cie. Do jednej czwartej wysoko¶ci ¶cian l¶ni³a politur± prawie czarna boazeria, powy¿ej ciemno czerwone sukno przetykane z³ot± nici± wzorów przebija³o siê tu¿ obok zawi³ej sztukaterii ze z³oceniami. W po³owie sali jadalnej, a tak¿e w po³owie olbrzymich rozmiarów sto³u z dwunastoma nakryciami, znajdowa³ siê ogromnych rozmiarów kamienny kominek. Z trzech kryszta³owych ¿yrandoli s±czy³o siê przyjemne, ciep³e ¶wiat³o.
- Siadajcie, moi drodzy! – zachêci³ gospodarz zajmuj±c miejsce u szczytu sto³u. – Czym chata bogata, z pewno¶ci± jeste¶cie g³odni po tak wyczerpuj±cej podró¿y.
- Rzek³e¶, panie! – odpar³ piegowaty rudzielec i siêgn±³ po udko kurczaka.
- Szanowni Pañstwo, pozwolicie, ¿e w miêdzyczasie dokonam stosownych prezentacji. Pana Barre ju¿ wszyscy poznali. – ci±gn±³ doktor odgarniaj±c swoj± blond grzywkê. – Innymi s³owy, rycerz Entwine, pan wysp Lundy. Reprezentuje w¶ród nas Kanadê. Jak mniemam, wszyscy z Pañstwa mówi± biegle po angielsku?
Poniewa¿ odpowiedzi by³y twierdz±ce, dla pewno¶ci gospodarz powtórzy³ pytanie po francusku i niemiecku.
- Dobrze. Pan Barre zajmie pokój numer sze¶æ. – doktor powróci³ do ojczystej mowy, zwracaj±c siê do kruczarnow³osej dziewczyny siedz±cej z prawej strony. – Milady, wybacz vaux pas, winienem zacz±æ prezentacjê od dam.
Dziewczyna zaczerwienia³ siê na twarzy.
- Pani Juliette Roty przyjecha³a do nas z Francji wraz z panem Sylvainem Oudine. Oto przed Pañstwem nieposkromiony Gal Desporcoterix oraz jego pani, widz±ca przysz³o¶æ galo-rzymianka Flavia. Powitajmy ich brawami! Przy okazji: pokój numer cztery.
- Ave Romani! – zakrzykn±³ weso³o grubas z ogromn± porcj± sa³atki na talerzu, czemu towarzyszy³a salwa ¶miechu.
Cz³owiek w jasnym garniturze wskaza³ na niego, jako na nastêpnego.
- Pan Bradley, Wielka Brytania. – przedstawi³. – Ciê¿ko go bêdzie skojarzyæ, ale wszyscy go znamy doskonale. Elf Samaril, prawie we w³asnej osobie! Doskona³y my¶liwy, ale gdy trzeba, bezwzglêdny kupiec.
Tu¿ obok rudzielec wybuchn±³ ¶miechem.
- Stary, a gdzie moje z³oto za amuletki odczyniaj±ce uroki? – doda³.
- Wrócimy do systemu, to uregulujê rachunki. D³ug sprawa honorowa! – zapewni³ grubas.
- Pan Szcze³okow, Federacja Rosyjska. – doktor wskaza³ na rudzielca. – Czarownik i zaklinacz Komarnik. Zamieszka pan z panem Bradleyem w pokoju numer osiem.
Rudzielec wsta³ i uk³oni³ siê wszystkim.
- Eeee tam, drobne czary, import – eksport. – rzuci³ od niechcenia.
- Panna Schwartz. – krótkow³osa okularnica z wielkim nosem wsta³a oczekuj±c komentarza. – Niemcy, znana nam wszystkim jako smoczyca Amok. Ostatnio wspiera³a armiê orków przeciwko twierdzy Wasudewa. Nie radzê tej pani podskakiwaæ! Zamieszka pani w dwunastce z pann± Madeyski.
D³ugonoga blondynka siedz±ca naprzeciwko Kanadyjczyka pomacha³a wszystkim.
- Susan Madeyski, amerykanka o wschodnio-europejskich korzeniach. Driada Mi³ka, zielarka.
- O raju! – jêkn±³ obciêty na zapa³kê okularnik. – Przerzucam siê na driady!
Gospodarz wskaza³ na kujona i doda³:
- Zawiedzionym jest pan Giraud z Luksemburga. Drax, przywódca klanu wampirów.
- To kiedy mogê przyj¶æ wyssaæ twoj± krew? – rzuci³ Drax.
- Spróbuj! Zrobiê ci z genitaliów jajecznicê na kie³basie! – odpar³a driada z sykiem.
Kolejna salwa ¶miechu.
- Drodzy Pañstwo, mam jeszcze zaszczyt przedstawiæ pana Alessandro Marconiego. Na co dzieñ krasnoluda walcz±cego dzielnie m³otem, z kim popadnie. Reprezentant W³och, krasnolud Burnel, dru¿yna ¦ródziemia. Zamieszka pan z szesnastce z panem Giraud, no chyba, ¿e siê pan boi wampirów…
- Dostanie m³otem i bêdzie spa³. – skwitowa³ W³och.
- I wreszcie ostatni uczestnik naszej zabawy, pan O`Reilly. Czy s³ynny Irlandczyk, Smaily O`Reilly to pañski krewny? – zapyta³ doktor.
- Mam tylko krewnych po¶ród cz³onków mojej Gildii. – doda³ nieogolony m³odzieniec z b³yskiem w oku. – Uwa¿ajcie na swoje mieszki ze z³otem!
- Jak ju¿ siê Pañstwo zorientowali, szef Gildii Z³odziejskiej, sam Emerald Smart! Do³±czy pan do pana Barre.
- Tak jest, lordzie! – odpar³ z³odziej i zaj±³ siê kanapk± z tuñczykiem.
Doktor przyj±³ ostatni± wypowied¼ swojego go¶cia z u¶miechem. Pochwyci³ kieliszek czerwonego wina.
- Nie ma z nami tylko pana Ramona Javiera da Silva. – wyja¶ni³ po chwili. – Ramona nie mieli Pañstwo jeszcze okazji poznaæ, gdy¿ nie jest on graczem. Jest naszym informatykiem, twórc± i g³ównym filarem systemu. Drodzy go¶cie: wasze zdrowie!
Wszyscy wstali i wznie¶li toast.
- Wybacz lordzie Runemagick nadmiar ¶mia³o¶ci… - zapyta³ Rosjanin. – Jak mamy siê do pana zwracaæ?
Cz³owiek w bia³ym garniturze odstawi³ kieliszek na stó³ i ruszy³ w kierunku kominka.
- Jak panu wygodnie, panie Szcze³okow. – odpar³ uprzejmie. – Pacjenci mówi± do mnie per „doktorze”, wiêc jak siê pan poczuje chory, to polecam tê formê. Susan, chcia³ pani o co¶ zapytaæ?
Blondynka zatrzepota³a rzêsami w zak³opotaniu.
- Czy móg³by pan zdradziæ jakie¶ szczegó³y na temat opracowanego systemu?
Gospodarz stan±³ przy kominku i rozejrza³ siê po swoich go¶ciach siedz±cych przy stole.
- Widzê, ¿e wszyscy ju¿ skoñczyli, za wyj±tkiem pana O`Reilly dzielnie walcz±cego z tuñczykiem, wiêc mam propozycjê. Drodzy Pañstwo, drinki w d³oñ, zapraszam na pierwsz± sesjê w naszym nowym systemie. Czy maj± Pañstwo mo¿e ochotê na króciutk± przerwê po ¶niadaniu?
- Nie ma mowy! – odpar³ grubas Bradley.
- Idziemy! – zawtórowa³a panna Schwartz.
W tej kwestii wszyscy byli zgodni. Dzieñ dopiero siê rozpocz±³, a przecie¿ wszyscy przyjechali tu tylko i wy³±cznie w jednym celu.
- W takim razie zapraszam do czê¶ci zamkowej… - rzek³ doktor i wskaza³ wielkie, mahoniowe drzwi.
Za drzwiami mroczny korytarz prowadzi³ do sporych rozmiarów, wysokiej sali. Po kolumnadzie biegn±cej w g³ównym ci±gu oraz po kopule z latarni± w dwóch trzecich d³ugo¶ci g³ównego ci±gu mo¿na siê by³o zorientowaæ, ¿e pomieszczenie zosta³o zaprojektowane jako kaplica. Tu¿ pod kopu³± znajdowa³o siê podwy¿szenie.
- Drodzy Pañstwo. – echo s³ów lorda Runemagick by³o tylko dowodem na s³uszno¶æ twierdzenia o pierwotnym przeznaczeniu tego nietypowego pomieszczenia. – Witajcie w nowej jako¶ci RPG. Dziêki zastosowaniu najnowszych zdobyczy techniki, bêdziecie naprawdê uczestniczyæ w wydarzeniach, które s± przewidziane przez system. Bêdziecie odczuwaæ namiastkê prawdziwego bólu, bêdziecie staczaæ realistyczne pojedynki. A teraz trochê o samym systemie. Czy kto¶ z Pañstwa zna Laser Quest?
Kujon Giraud wyd±³ usta.
- Dobre dla maniaków strzelaniny. – odpar³. – Betonowy labirynt, gracze dostaj± kombinezony ze wska¼nikami trafieñ oraz karabiny laserowe. Reszta to kosmiczna wersja jatki.
Lekarz niechêtnie przyzna³ racjê.
- Owszem, lecz najwa¿niejsza jest idea. – ci±gn±³. – Gracz porusza siê w przestrzeni ograniczony tylko gabarytami obiektu. Nie ma rzucania kostk± przy pojedynkach, nie ma kart, a wszystko zale¿y od gracza. W moim systemie jest podobnie. Nazwa³em go po prostu „Zamek”, gdy¿ ogranicza go jedynie bry³a zamku.
- Czyli bitwa rozgrywa siê w zamku? – zapyta³ Marconi.
- To nie jest bitwa. – pad³o wyja¶nienie. – Zadaniem gracza jest pokonanie dziesiêciu etapów, odnalezienie magicznych przedmiotów, walka, u¿ycie czarów i na samym koñcu pokonanie czarnoksiê¿nika, czyli mnie. Przez dziewiêæ etapów gry bêdê pe³ni³ rolê mistrza gry i sprawowa³, dziêki systemowi kamer, nadzór nad uczciwym przebiegiem gry. Proszê pamiêtaæ, ¿e na zwyciêzcê gry czeka nagroda pieniê¿na – dwadzie¶cia tysiêcy funtów.
- Hmmm… - wtr±ci³a Juliet Roty. – mamy to wszystko udawaæ, czy jak?
- Ramon?! – zakrzykn±³ doktor.
Po chwili do kaplicy wszed³ niepozorny trzydziestolatek taszcz±c wielkie pud³o.
- Oto pan da Silva, o którym ju¿ Pañstwu opowiada³em. – prezentacja by³a nader krótka, tym bardziej, ¿e cz³owiek z pud³em nie powiedzia³ nic. – Ka¿dy otrzyma stosowne wyposa¿enie, na które sk³ada siê: symulator bólu. Panie Marconi, proszê nieznacznie podwin±æ T-shirt.
Ramon wyci±gn±³ z pud³a pas, na którym by³a zawieszona niewielka, czarna skrzynka. Zrêcznym ruchem za³o¿y³ W³ochowi pas, wycentrowa³ czarn± skrzyneczkê dok³adnie z ty³u, nastêpnie podpi±³ do przyrz±du dwa cienkie kabelki zakoñczone niewielkimi przyssawkami. Po chwili i te znalaz³y swoje miejsce na linii krêgos³upa, mniej wiêcej na wysoko¶ci nerek.
- W momencie zranienia wirtualn± broni± odczujecie pewn± namiastkê bólu. – wyja¶ni³ cz³owiek w bia³ym garniturze.
Tymczasem Ramon wyj±³ niewielk± walizeczkê, uchyli³ wieko i wyci±gn±³ podstawkê ze szk³ami kontaktowymi.
- Proszê je za³o¿yæ. To wynalazek Ramona. Specjalne szk³a sprzê¿one z systemem, które umo¿liwi± wam zobaczenie tego, czego nie ma. Przyznajê, ¿e niektóre przedmioty w zamku to tylko animacje, reszta to atrapy, ale dziêki potê¿nemu komputerowi sprzê¿onemu z t± miniaturow± wersj± gogli trzy-de oraz symulatorowi bólu wp³ywaj±cemu na synapsy rdzenia krêgowego, wra¿enia z przygody s± absolutnie pe³ne i jak najbardziej wiarygodne.
- Niez³y bajer! – pochwali³ Bradley.
- To nie bajer! – zaperzy³ siê Runemagick. – To technologia! To przysz³o¶æ RPG!
- Jak bêdziemy jeszcze wspomagani przez system?
- Panna Schwartz zada³a s³uszne pytanie. – zapytany wskaza³ na ¶cianê. – Panie Marconi, co pan widzi na ¶cianie?
Zaskoczony W³och patrzy³ we wskazanym kierunku.
- Czerwony napis „WITAJ W GRZE”. Niesamowite! Wy to te¿ widzicie?
Nikt nie potwierdzi³.
- Co jaki¶ czas system bêdzie wysy³a³ wskazówki. Nale¿y siê uwa¿nie rozgl±daæ i ich poszukiwaæ. Mo¿na te¿ zadaæ pytanie skierowane do Mistrza Gry, ale tylko jedno podczas rundy. Wtedy wskazówka uka¿e siê w kolorze niebieskim. Nie musze chyba dodawaæ, ¿e ca³y zamek jest nafaszerowany czujnikami i wysokiej klasy elektronik±?
- Mam nadziejê, ¿e nie ma ukrytych kamer pod damskim natryskiem? – zapyta³a Susan Madeyski.
- Szanujemy prywatno¶æ graczy. Zreszt± mieszkaæ bêdziemy w czê¶ci pa³acowej. – wyja¶ni³ doktor. – Czy s± jeszcze jakie¶ pytania? Proszê pobieraæ sprzêt, Ramon pomo¿e Pañstwu za³o¿yæ czarne skrzynki.
Kiedy tylko ostatnia przyssawka znalaz³a siê na swoim miejscu, da Silva ulotni³ siê dyskretnie. Tymczasem gospodarz stan±³ przy filarze, na którym by³ zamontowany niewielki panel z kilkoma klawiszami.
- Drodzy Pañstwo! – zawo³a³. – Proszê o uwagê. Wszystkich proszê o wej¶cie na podwy¿szenie... O tak! Teraz chwyæcie siê za rêce… Uwaga! Czas start! Pragnê tylko zauwa¿yæ, ¿e w ka¿dym etapie obowi±zuje limit czasowy. ¯yczê powodzenia.
Wcisn±³ guzik. Nagle tu¿ spod kopu³y opad³a ciê¿ka, po³yskuj±ca, monstrualnych rozmiarów klatka. Na jej poszczególnych prêtach by³y zawieszone ró¿ne rodzaje broni. Obserwuj±cy ca³± scenê doktor roze¶mia³ siê i wyszed³ z kaplicy. Na ¶cianie pojawi³ siê czerwony napis:
WITAJCIE W ZAMKU, NIESZCZê¦NICY.
WESZLI¦CIE TU, ABY WYKRA¦æ TAJEMNICê CZARNOKSIê¯NIKA.
NIESTETY, POJMA? WAS I ZAMKN?? W Z?OTEJ KLATCE.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 4h58`
Zapanowa³a konsternacja.
- Co teraz? – zapyta³a rzymianka Flavia.
Jej partner, dzielny, galijski wojownik siêgn±³ po zawieszony na poprzeczce miecz.
- Poszukamy wyj¶cia z tej niekomfortowej sytuacji. – rzek³ i wsadzi³ miecz pod spodni± czê¶æ klatki, usi³uj±c j± podwa¿yæ.
* * *
Siedz±cy przed monitorem Ramon zerka³ na obraz. Chwilowo nic siê nie dzia³o.
- Niez³a ta ma³a. – rzuci³ krótko do siedz±cego na krawêdzi biurka Lloyda.
- Która? – doktor odpali³ papierosa i g³êboko zaci±gn±³ siê dymem.
- Ta Modeski… czy jak jej tam.
- Madeyski? Niczego sobie. – przyzna³ wypuszczaj±c k³±b dymu. – Czy dzwoni³ w miêdzyczasie doktor Krause?
Ramon przecz±co pokiwa³ g³ow±.
- Jeszcze nie z³o¿y³ zamówienia. Zrobi to pewnie lada moment.. – rzuci³ i zacz±³ siê bujaæ na krze¶le.
- Powiem Gurionowi, niech szykuje sto³y i wysterylizuje narzêdzia. A ty zadbaj, by nasi milusiñscy mieli odrobinê atrakcji.
- Masz to jak w banku! – rzek³ cz³owiek na krze¶le i chwyci³ za klawiaturê komputera.
* * *
Miecz Gala pêk³ z brzêkiem. Klatka pozosta³a niewzruszona.
Na ¶cianie obok pojawi³a siê kolejna informacja od systemu:
JEDEN Z WAS JEST SZPIEGIEM CZARNOKSIê¯NIKA
- Widzieli¶cie? – zapyta³ dzielny rycerz Entwine siêgaj±c po pruski rapier.
- Widzieli¶my. – odpar³ krasnolud Burnel g³adz±c ostrze topora.
Amok stanê³a w rozkroku opieraj±c siê na w³óczni o szerokim ostrzu.
- Prêdzej, czy pó¼niej, zdrajca pope³ni b³±d, a wtedy go po prostu zjem. – warknê³a.
- Co robimy? – zapyta³ oty³y elf Samaril.
Emerald Smart pochwyci³ maczetê i ze ¶wistem przeci±³ powietrze.
- Obejrzyjcie broñ. Czy ¿adn± nie mo¿na by otworzyæ tej klatki?
- Wybacz stary, miecz ju¿ z³ama³em. – odpar³ Gal po francusku. – Przepraszam, wyrwa³o mi siê odruchowo.
- Nic nie szkodzi, pochodzê z Quebecu. – wyja¶ni³ Barre. – Czego ty tam szukasz?
Czarownik Komarnik skaka³ po prêtach klatki przygl±daj±c siê zawieszonym na nich przedmiotom.
- Przygl±dam siê artefaktom. – wyja¶ni³. – Niektóre mog± siê okazaæ przedmiotami magicznymi. Nie zapominajcie, ¿e uwiêzi³ nas czarnoksiê¿nik.
- I zobaczy³e¶ co¶ magicznego?
- Na razie sama broñ… - przyzna³ Szcze³okow i przeskoczy³ do kolejnej poprzeczki z dowi±zanym artefaktem. – Mam co¶!
Po chwili poda³ zaskoczonemu Kanadyjczykowi malutk± buteleczkê z bia³ym proszkiem.
- Co z tym robimy? – zapyta³a driada uzbrojona w dwa sztylety.
Elf podrapa³ siê po trzecim podbródku.
- Chwilowo nie zdobyli¶my jeszcze zaklêæ. – zaduma³ siê na chwilê. - Mo¿e posypaæ tym zamek w drzwiczkach klatki?
- Ciekawe… Mo¿e to proszek wzmagaj±cy cechy, na przyk³ad si³ê?
Drax wzi±³ buteleczkê i wysypa³ sobie na d³oñ spor± porcjê proszku.
- Raz kosie ¶mieræ. – stwierdzi³. – Najwy¿ej rozniosê w py³ pó³ zamku.
To mówi±c poliza³ d³oñ. Krzywi±c siê zliza³ wszystko.
- I co? – spyta³ Emerald Smart.
- ¦wiñstwo jak cholera! – odpowiedzia³ wampir.
Amok wskaza³a na drzwiczki.
- Spróbuj je wy³amaæ!
- Siê robi, mein fuhrer! – odpar³ krótko obciêty m³odzik i z³apa³ za prêty drzwiczek. Te ani drgnê³y.
Komarnik opar³ siê o kratê obok.
- Chyba mia³e¶ racjê z tym zaklêciem. – przyzna³. - Tylko, ¿e dooko³a zosta³a sama broñ.
- Pytanie do Mistrza Gry. – zakrzykn±³ krasnolud. – Poproszê o wskazówkê, jak st±d wyj¶æ.
Na ¶cianie tu¿ obok ukaza³ siê niebieski napis:
ZDRAJCA WIE, JAK.
O`Reilly popatrzy³ na towarzyszy niedoli.
- Czyli musimy znale¼æ zdrajcê. Rycerzu Entwine, jakie¶ sugestie?
- Tak. – zacz±³ Kanadyjczyk. – My¶lê, ¿e…
Nie dokoñczy³. Stoj±cy tu¿ obok Giraud, czyli wampir Drax, osun±³ siê na ziemiê w konwulsjach. Z ust potoczy³a siê piana. Susan natychmiast dopad³a do niego usi³uj±c z³apaæ go za nadgarstki.
- W³ó¿cie mu szybko co¶ w zêby, to atak padaczki! – krzyknê³a, lecz by³o ju¿ za pó¼no. Drax znieruchomia³, jego wzrok sta³ siê szklisty. Po chwili pod³oga pod nieruchomym wampiem otworzy³a siê i cia³o nieszczê¶nika zniknê³o. Klapa automatycznie powróci³a na swoje miejsce.
- Cholera! – zakrzykn±³ Rosjanin. – Ale ta akcja by³a realistyczna!
Czerwony napis obwie¶ci³:
DRAX WYELIMINOWANY Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 4h37`
Juliette pochwyci³a upuszczon± buteleczkê po bia³ym proszku. Pow±cha³a, nastêpnie po¶lini³a koñcówkê palca, zanurzy³a go w resztce proszku i obliza³a.
- Gorzkie. – skonstatowa³a. – Heroina. Ten ba³wan ze¿ar³ koñsk± dawkê heroiny. Cholerny æpun!
- Przypomnij sobie, o co gramy. – zauwa¿y³ Marconi.
- Sam siê naæpa³, to i odpad³. – skwitowa³a driada. – Facet nie przypad³ mi do gustu. Chwila, czytajcie!
SZPIEG CZARNOKSIê¯NIKA DOPAD? JEDNEGO Z WAS.
KTO BêDZIE NASTêPNY?
* * *
- Przynie¶ szybko pojemniki z lodem. – rzuci³ doktor i wyszed³ przez boczne drzwi ze stali nierdzewnej.
Ramon wzruszy³ ramionami. Siedz±cy obok mê¿czyzna w skórzanej kamizelce wsta³ i zagasi³ papierosa.
- Mówisz, ¿e pociska coraz wiêksze kity?
- Tym razem odpu¶ci³ sobie Sylvestra Stallone, ale z t± nagrod± to chyba przesadzi³.
Gurion skierowa³ siê do drugiego wyj¶cia.
- Mnie martwi co innego. – przyzna³ na odchodnym. – Gdy kto¶ siê bêdzie odrobinê zna³ na medycynie i rozpozna aparat Holtera.
* * *
ZDRAJCA JEST W¦RÓD WAS.
Czerwony napis zamigota³ i zgas³. O`Reilly popatrzy³ po wszystkich zebranych.
- Chwileczkê. – zacz±³. – Mam trzech kandydatów na agenta si³ z³a.
- S³uchamy ciê, Emerald Smart! – odpar³a cierpliwie Amok dzier¿±c ciê¿kiego morgensterna.
- Czarnoksiê¿nik ostatnio pojedynkowa³ siê z rycerzem Entwine.
Oudine stan±³ za Kanadyjczykiem.
- Rzuci³em mu wyzwanie i musia³em uciekaæ z pola walki z wieloma ranami. – wyja¶ni³ oskar¿ony.
- Mówi prawdê. – rzek³a driada o d³ugich blond w³osach. – Walka zakoñczy³a siê odwrotem szlachetnego rycerza. Nie by³o poddania, ani uk³adu. ¦ledzi³am t± walkê. Co dalej, z³odzieju?
- Komarnik.
- Uzasadnienie? – wtr±ci³a Flavia.
Irlandczyk usiad³ opieraj±c siê plecami o kraty.
- To w³a¶nie nasz drogi czarownik znalaz³ tajemniczy proszek zombie.
- Dobre, jednak zbyt oczywiste. – wtr±ci³ W³och. – Jest jednak kto¶, kto gdyby móg³, sprzeda³by w³asn± matkê. My¶limy o tym samym?
- I jak tam, bezwzglêdny sprzedawczyku Samaril? – rzuci³ weso³o Smart
Elf próbowa³ pochwyciæ wisz±c± nad nim kuszê, lecz tusza nie pozwoli³a mu na szybkie dzia³anie. Barre pochwyci³ go od ty³u.
- Przysiêgam, to nie ja! – zakrzykn±³ Bradley. – To ten Rusek!
- Dobra, dobra! – Amok zwa¿y³a w rêku mordercz± broñ.
- Przysiêgam na moj± matkê, choæ jej nigdy nie pozna³em!
- Jak to?
- Bo jestem z domu dziecka! – wykrzykn±³ Elf p³aczliwie.
- ?¿esz! – wrzasnê³a Niemka i jednym ciosem wbi³a grubasowi kolczast± kulê prosto w g³owê.
Dzielny rycerz Entwine odskoczy³ przera¿ony nag³ym, w¶ciek³ym atakiem smoczycy.
- Raju! – krzykn±³ oszo³omiony. – Teraz wiem, czemu zw± ciê Amok!
Susan nachyli³a siê nad cia³em Samarila. Zbada³a puls i pokrêci³a przecz±co g³ow±.
- Czemu to zrobi³a¶?
- Wyda³ siê tym tekstem z matk±. – wyja¶ni³a morderczyni odwieszaj±c zakrwawion± broñ na kratê. – To ja nie pozna³am swoich rodziców. Wychowywa³am siê w domu dziecka w Greifswaldzie.
Spoczywaj±ce na pod³odze cia³o grubasa zniknê³o. System uruchomi³ kolejn± zapadniê w pod³odze. Marconi odwróci³ siê zaskoczony.
- Chwileczkê! – rzuci³ krótko. – Ja te¿ by³em w bidulu!
- My te¿! – odpar³a Rzymianka. – Znamy siê jeszcze z domu dziecka. Komarnik?
- Dietskij fond imieni W³adimira Ilicza Lenina iz Maskwy. – doda³ Rosjanin, ale i tak wszyscy zrozumieli.
Zapad³a niezrêczna cisza.
SAMARIL WYELIMINOWANY Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 4h23`
- Trzeba to wyja¶niæ. – mrukn±³ waleczny Gal.
- Przestaje mi siê to podobaæ! – warknê³a nerwowo driada. – Pytanie do Mistrza Gry: dlaczego wszyscy uczestnicy s± sierotami?
RÓWNE SZANSE DLA WSZYSTKICH – TEORIA JUNGA.
Po chwili niebieski napis zosta³ zast±piony czerwonym.
£20,000.00 CZEKA.
- Kupa szmalu. – jêkn±³ W³och. – Pytanie do Mistrza Gry: jak± misjê ma do wykonania agent czarnoksiê¿nika?
Po chwili niebieski napis oznajmi³:
ZATRZYMAæ WAS W KLATCE.
Po chwili na ¶cianie ukaza³ szereg linii tworz±cy skomplikowany, geometryczny wzór. Po ¶rodku labiryntu, ulokowany w najwiêkszej bryle geometrycznej widnia³ symbol ptasiej klatki. Wewn±trz majaczy³a ikona przedstawiaj±ca kluczyk. Czerwony napis pod spodem oznajmi³:
ZDRAJCA UKRY? KLUCZYK.
- Mam propozycjê. – rzuci³ krasnolud Burnel. – Panowie, ¶ci±gaæ buty i do przeszukania wyst±p.
- No co ty? – oburzy³ siê czarownik. - Przecie¿ nie mam tego cholernego kluczyka!
Rycerz Entwine i dzielny Gal zaszli go od ty³u.
- Masz co¶ naprzeciw? – zapyta³ Francuz. – A mo¿e to ty podrzuci³e¶ ten proszek dla Girauda?
Rosjanin niechêtnie siê obróci³ i opar³ rêce o poprzeczki kraty.
- Dobra, jak chcecie. – odpar³ bez entuzjazmu.
- Juliette, zajmij siê paniami. – poprosi³ Barre przystêpuj±c do przeszukania czarownika.
- Nikt mnie nie bêdzie obmacywa³! – wrzasnê³a Niemka wyrywaj±c siê z r±k Francuzce.
- Chod¼ tu, do cholery!
Stoj±cy przy drzwiczkach zaskoczeni mê¿czy¼ni przypatrywali siê szarpaninie dziewczyn. Flavia uderzy³a otwart± d³oni± rywalkê w twarz, ta jednak z³apa³a j± za w³osy i mocno szarpnê³a. Amok powali³a przeciwniczkê na kolana i ju¿ zamierza³a siê, by kopn±æ j± kolanem w twarz, gdy tu¿ za jej plecami pojawi³a siê d³ugow³osa piêkno¶æ dzier¿±ca sztylet. Jednym, sprawnym ciêciem poder¿nê³a gard³o Amok, która runê³a z ³oskotem na podogê.
- Szybko, przeszukajcie j±, zanim system nie usunie cia³a z klatki! – rzuci³a Susan wycieraj±c sztylet o bluzkê zamordowanej.
Rudzielec i Kanadyjczyk natychmiast rzucili siê do cia³a, które po chwili le¿a³o na pod³odze nagie.
- Poza zafarbowanym futerkiem – nic! – westchn±³ Entwine.
- Ta uwaga mo¿e kosztowaæ ciê podbite oko. – zauwa¿y³ Burnel. – Oczywi¶cie, po grze. Ona ma fatalny charakter tak¿e prywatnie…
Pod³oga znów ujawni³a zapadniê, cia³o Niemki zapad³o siê pod platformê z klatk±.
- Susan, dlaczego?
Dziewczyna przyczesa³a w³osy.
- Zbyt ochoczo pozby³a siê naszego grubego przyjaciela i nie da³a siê przeszukaæ.
Nowy komunikat oznajmi³:
AMOK WYELIMINOWANA Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 3h58`
- Je¿eli ju¿ o eliminacji mowa… - Kanadyjczyk u¶miechn±³ siê siêgaj±c po miecz. – Je¿eli zabijê was wszystkich, bez problemu odnajdê kluczyk i wyjdê z tej z³otej klatki.
- Twoje niedoczekanie… - syknê³a driada i b³yskawicznie odwróci³a siê do zaskoczonego rycerza wbijaj±c mu w pier¶ drugi ze swoich sztyletów.
D³ugow³osy ch³opak chwyci³ za wystaj±c± rêkoje¶æ, wypu¶ci³ miecz, nogi siê pod nim ugiê³y.
- O kur…! Ten ból jest taki prawdziwy… - jêkn±³ i osun±³ siê na prêty klatki.
W tej samej chwili ¶wist samurajskiego miecza zaskoczy³ wszystkich, a najbardziej driadê. W tej jednej sekundzie odciêta g³owa Susan Madeyski potoczy³a siê po pod³odze.
- G³upia siksa! – mrukn±³ Irlandczyk wbijaj±c miecz w deski pod³ogi. – ma wiêcej w biu¶cie, ni¿ wynosi jej IQ.
- Doskonale ciê rozumiem, stary. – przyzna³ Marconi. – Ale to nie powód, ¿eby j± eliminowaæ z gry.
Po chwili oba cia³a zniknê³y i tylko projekcja zasychaj±cej krwi wskazywa³a miejsca, gdzie polegli poszczególni uczestnicy etapu.
ENTWINE WYELIMINOWANY Z GRY.
DRIADA WYELIMINOWANA Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 3h47`
* * *
Ramon siedzia³ na skórzanym, obrotowym taborecie wpatruj±c siê w wielkie, niebieskie oczy ukryte pod burz± blond w³osów.
- Czy mówi³em ci, ¿e masz piêkne oczy? – zapyta³ niemal¿e lubie¿nie.
Po chwili zrobi³ to, co zamierza³ i zamkn±³ niewielkie pude³eczko.
- Zala³e¶ roztworem soli fizjologicznej? – zapyta³ doktor wchodz±c do rzêsi¶cie o¶wietlonej Sali.
- Oto one. – czarne pude³eczko zmieni³o w³a¶ciciela.
Lloyd schowa³ tajemniczy przedmiot do kieszeni i skierowa³ siê z powrotem do drzwi.
- Tylko jej nie obmacuj! – przestrzeg³. – To nieetyczne!
* * *
- Pytanie do Mistrza Gry. – Szcze³okow stara³ siê mówiæ g³o¶no. – Gdzie jest kluczyk?
Czerwony napis d³ugo nie pojawia³ siê na ¶cianie. W koñcu obwie¶ci³:
JEDEN Z WAS GO UKRY?.
Flavia usiad³a zmêczona ci±g³ymi przepychankami.
- Sprawdzili¶my wszystkie przedmioty. Przeszukali¶my siê nawzajem. I nic. Jak to mo¿liwe?
Jej ch³opak przygl±da³ siê drzwiczkom oparty o szczeliny klatki.
- Musieli¶my co¶ przeoczyæ. – mrukn±³. – Szcze³okow, przestañ siê wyg³upiaæ!
Tymczasem Rosjanin dopad³ do O`Reillego z wielkim no¿em i przygniataj±c ch³opaka do kraty, przystawi³ mu ostrze do gard³a.
- Od pocz±tku mi siê nie podoba³e¶! – wyzna³ przez zaci¶niête zêby. – Taki uczciwy i szlachetny z ciebie z³odziej! A jaki uczynny! No, gadaj! Gdzie ukry³e¶ kluczyk?
- Odwal siê ode mnie! – odpar³ oburzony Irlandczyk. – To ty jeste¶ ruski, to tobie nie wolno ufaæ!
- Nu, pogodi! – krzykn±³ po rosyjsku, lecz by³y to jego ostatnie s³owa w grze. Potê¿ny topór trzymany przez krasnoluda ugrz±z³ mu miêdzy ³opatkami. W chwilê potem bezw³adnie osun±³ siê na pod³ogê. I tym razem zapadnia zadzia³a³a prawid³owo.
Emerald Smart otar³ pot z czo³a.
- Dziêki! – westchn±³, lecz w jego oczach zago¶ci³o przera¿enie. Wielki topór Marconiego ugodzi³ go w sam ¶rodek g³owy.
* * *
W jasno o¶wietlony korytarz wtoczy³ siê stalowy, d³ugi wózek.
- Dzwoni³ doktor Krause. Dwana¶cie tysiêcy. Jest zamówienie. – oznajmi³ Gurion pchaj±c umieszczony na wózku ciê¿ki przedmiot.
Doktor popatrzy³ na zawarto¶æ.
- Gdzie Ramon? – zapyta³.
- Wysy³a kolejny komunikat z systemu. – wyja¶ni³ cz³owiek w skórzanej kamizelce i wjecha³ wózkiem do Sali pe³nej dziwnych przyrz±dów.
- Koñczy ju¿ grê?
- Teraz to ju¿ kwestia minut. Szkoda mi tej laleczki… - wskaza³ ruchem g³owy blondynkê tu¿ za grub± szyb±.
- Ramonowi te¿ siê podoba. – skonstatowa³ Lloyd. – No, panie Szcze³okow. Zapraszamy na w±tróbkê!
* * *
KOMARNIK WYELIMINOWANY Z GRY.
EMERALD SMART WYELIMINOWANY Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 3h31`
Desporcoterix pochwyci³ wielki miecz godzien samego Arnolda Scwarzeneggera. Stan±³ naprzeciw W³ocha zas³aniaj±c jednocze¶nie swoj± narzeczon±.
- Pytanie do Mistrza Gry! – wrzasnê³a Flavia. – Gdzie ukryty jest kluczyk?
Wzajemne taksowanie, ci±gn±cy siê w oczekiwaniu na odpowied¼ czas. W³och ruszy³ do ataku. Mordercza broñ wznios³a siê do ciosu i opad³a ze ¶wistem. Cios jednak zosta³ sparowany i odepchniêty w bok. Dziewczyna za plecami narzeczonego krzyknê³a przera¿ona. Gal napar³ na przeciwnika barkiem, lecz otrzyma³ potê¿ne kopniêcie w bok. Zatoczy³ siê do ty³u, lecz zanim Marconi powtórzy³ cios, pchn±³ mieczem niemal¿e na ¶lepo w g³êbokim wypadzie. Zaskoczony W³och zastyg³ z toporem ponad g³ow±. Z jego trzewi wystawa³o pó³ miecza. Drugie pó³ ociekaj±ce krwi± wystawa³o poza klatkê pomiêdzy jej prêtami. Krasnolud run±³ do przodu zginaj±c siê wpó³. Po chwili jego cia³a ju¿ nie by³o.
Niebiski napis widnia³ na ¶cianie od d³u¿szej chwili.
JEDNO Z WAS PO?KNê?O KLUCZYK.
Po chwili zast±pi³a go czerwona, dobrze ju¿ znana formu³ka:
BURNEL WYELIMINOWANY Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 3h14`
Francuz powoli siêgn±³ po maczetê.
- Kochanie, pozwól tu na chwilkê…
Dziewczyna opar³a siê o kraty i zacisnê³a na nich rêce.
ZWYCIêZCA MO¯E BYæ TYLKO JEDEN!
£20,000.00 CZEKA!
- B±d¼ dobr± dziewczynk±… - ch³opak z maczet± w rêku zacz±³ siê powoli zbli¿aæ do swojej narzeczonej.
- Sylvain, nie wyg³upiaj siê! Mogê wywo³aæ wymioty! – krzycza³a histerycznie dziewczyna.
- Forsa i tak jest ju¿ prawie nasza! – sykn±³ Gal. – daj siê tylko zabiæ!
- Nie! – zap³aka³a dziewczyna, lecz ostrze maczety zatoczy³o ju¿ ³uk i wbi³o siê jej w brzuch. Trysnê³a krew, cia³o kobiety wygiê³o siê w przód. Oczy wysz³y na wierzch, z³apany ³apczywie ostatni oddech ugrz±z³ w p³ucach. Wokó³ rozlewa³a siê krew zmieszana z bia³±, mleczn± mazi± wyciekaj±c± z rozciêtych trzewi. Mê¿czyzna z³apa³ swoj± wybrankê za gard³o, aby przytrzymaæ cia³o i dalej rozcina³ brzuch nieszczêsnej Flavii. Wyci±gn±³ ostrze, odrzuci³ bezu¿yteczn± broñ i wbi³ rêkê w rozciête jelita. Po kilku minutach grzebania popatrzy³ na twarz narzeczonej. Dziewczyna nie ¿y³a. Pu¶ci³ martwe cia³o, które zaleg³o obok wyprutych wnêtrzno¶ci. Kluczyka nigdzie nie by³o.
Popatrzy³ na ¶cianê, na której pojawi³ siê niebieski napis. Odpowied¼, na jeszcze nie zadane pytanie.
CO JAD?E¦ DZI¦ NA ¦NIADANIE?
SMAKOWA?O CI CIASTO DRO¯D¯OWE?
Cholera! To on ze¿ar³ ten cholerny kluczyk nawet o tym nie wiedz±c!
Ostatnie cia³o zniknê³o z klatki. Czerwony napis g³osi³:
FLAVIA WYELIMINOWANA Z GRY.
CZAS DO KOñCA RUNDY: 3h05`
Maj±c ju¿ tylko jedn± mo¿liwo¶æ, waleczny Gal pochwyci³ jeden z le¿±cych sztyletów driady, uklêkn±³ i wbi³ sobie w brzuch. Przez chwilê siedzia³ zgiêty, zaskoczony tym, jak bardzo boli. Po chwili powtórzy³ sobie w my¶lach , ¿e wszystkie doznania fizyczne zawdziêcza elektronicznemu cacku przypiêtemu do paska z ty³u. Prawdziwy ból na pewno jest nie do zniesienia! Powoli, z niema³ym wysi³kiem, przeci±gn±³ ostrzem w bok. Krew chlusnê³a obficie z rozciêtych trzewi. Wyszarpn±³ nó¿ i odrzuci³. Poczu³, ¿e robi mu siê s³abo, a wzrok powoli odmawia pos³uszeñstwa. Delikatnie w³o¿y³ d³oñ w rozciêt± skórê i pocz±³ nerwowo przebieraæ palcami. Po chwili zgi±³ siê jeszcze bardziej w pó³ i osun±³ na pod³ogê.
- Znalaz³em skurczybyka… - wyszepta³, lecz by³y to jego ostatnie s³owa. Skona³.
* * *
W rzêsi¶cie o¶wietlonej sali sta³o dziewiêæ sto³ów ze stali nierdzewnej, zaopatrzonych w kó³ka. Wahad³owe, w po³owie przeszklone drzwi rozwar³y siê i do pomieszczenia wtoczy³ siê ostatni, dziesi±ty stó³.
- Panie Oudine, nie wstyd panu? – zapyta³ cz³owiek w bia³ym kitlu pochylaj±cy siê nad nagim cia³em m³odej dziewczyny. – Tak poharataæ narzeczon±! Kto to widzia³! W±troba jest nie do u¿ytku, nerki pociête, jak na gulasz prowansalski…!
- Obawiam siê, ¿e nasz Romeo te¿ zrobi³ sobie niez³e kuku. – mrukn±³ Ramon ustawiaj±c obok ostatni stó³ ze zw³okami Francuza, który zastyg³ z d³oni± schowan± w swoim w³asnym, rozciêtym brzuchu.
Do sali wtoczy³ siê Gurion, a w³a¶ciwie wszed³ ty³em taszcz±c w rêkach cztery pojemniki termostatyczne do transportu narz±dów.
- Za ile posz³y ga³ki oczne tej amerykanki? – wypali³ od drzwi.
- Sze¶æ tysiêcy za parê. – odpar³ doktor spod pleksiglasowej maski siêgaj±c po miniaturow± pi³ê tarczow± do ciêcia mostka. – Mog³o byæ lepiej, ale sprzeda³y siê na pniu. Kasa ju¿ jest przelana. Doktor Krause za¿yczy³ sobie dwie w±troby i sze¶æ nerek, a Wang Mu Tien bierze wszystkie ga³ki oczne w kolorze br±zowym. Wy³±czy³ kto¶ nagrywanie?
Gurion wyci±gn±³ papierosa ze swojej skórzanej kamizelki i odpali³.
- Wy³±czy³em zaraz po ostatnim harakiri. – oznajmi³.
- Cholera, mówi³em ci, ¿eby tu nie paliæ!
- Chester, zlituj siê! - palacz speszy³ siê najwyra¼niej. - Staram siê tylko zabiæ ten smród.
- Pociesz siê, ¿e czasem odór ¿yj±cych bywa bardziej niezno¶ny. – wtr±ci³ da Silva opuszczaj±c wypatroszone zw³oki Rosjanina. – Ten ju¿ gotów. Spadaj± zamówienia na serca.
Doktor wzniós³ oczy do nieba.
- Logiczne! – przyzna³. – ³atwiej o nielegaln± operacjê wszczepienia nerki, ni¿ pompki, to proste. Najwy¿ej zrobisz sobie gulasz, he, he!
- Stary kawa³! Ile jest zamówieñ na filmy? – zapyta³ cz³owiek w skórzanej kamizelce, który uchyli³ drzwi na korytarz trzyma³ rêkê z papierosem za drzwiami.
- Oko³o czterystu… po sze¶æset piêædziesi±t od filmu. – przyzna³ Ramon. – Pewnie sp³yn± jeszcze jakie¶ zamówienia.
- Ja nie rozumiem, po cholerê ludzie ogl±daj± tak± bezsensown± jatkê?
Lloyd wyci±gn±³ delikatnie nerkê, przeci±³ ostatni± ¿y³kê skalpelem i umie¶ci³ drogocenny narz±d w podanym pojemniku termostatycznym.
- Filmy „ostatniego tchnienia” zawsze cieszy³y siê wielkim powodzeniem. – wyja¶ni³ uchylaj±c przy³bicê. – Ludzie to takie g³upie bydlêta, zawsze pazerne krwi, a je¿eli towarzyszy temu cierpienie i ¶mieræ, tym lepiej. Mo¿na wynaj±æ uliczn± prostytutkê w obcym mie¶cie, spêtaæ jak baleron i poci±æ przed kamer± ¿yletk± na plasterki, a na koñcu podpaliæ, tylko ¿e ten schemat jest ju¿ oklepany. A tu mamy a¿ dziesiêcioro chêtnych do mêczeñstwa, krew siê leje, a na dodatek zabijaj± siê sami. Nikt im nie musi w tym pomagaæ…
Gurion podrapa³ siê w g³owê.
- Nie rozumiem jednak tych ludzi. – przyzna³.
- Bo ty wolisz obejrzeæ dobry mecz. – rzuci³ da Silva taszcz±c dwa pe³ne pojemniki.
- Ach, dobry mecz, to jest naprawdê sztuka!
Doktor ci±gn±³ lateksowe rêkawiczki i wrzuci³ je do kosza.
- Trzeba pozbyæ siê cia³. – zmieni³ temat. – Ramon, zmyj pod³ogê w klatce, jutro rano mamy nastêpn± grupê.
Zagadniêty zazgrzyta³ zêbami.
- Praca, praca, wiecznie praca! – warkn±³. – Tylko nie opowiadaj ju¿ im o Stallone. To bardzo cienki kit. Piwo?
Chester roze¶mia³ siê serdecznie. Wzi±³ puszkê, otworzy³ i podniós³ do góry.
- Dobra! – zgodzi³ siê. – Musimy tylko wieczorkiem pobuszowaæ po forach i pograæ trochê w te ichnie g³upoty. Panowie, niech ¿yj± elfy, smoki, zakute ³by i inne paskudztwa stoj±ce u podstaw nowoczesnej, podziemnej transplantologii!
2007 © Tomasz Dudziñski
Nyhariel - Pon Wrz 10, 2007 12:08
Z przyjemno¶ci± informujê mi³o¶ników gatunku, ¿e powy¿sze opowiadanko zwyciê¿y³o w konkursie "Dom" w Portalu Pisarskim.
kisia - Pon Wrz 10, 2007 12:12
Nyhariel, moje gratulacje :)
Szamanka - Pon Wrz 10, 2007 12:20
Czytajac owe opowiadanko, oczami wyobrazni widzialam swiat wirtualnej...magi, gry, walki, zwyciestwa?
Gotowi na wszystko, by tylko wygrac, by biec do przodu, by eliminowac przeciwnika, nie wiedzac o tym, ze to bledne kolo powoli zamyka sie na kazdej szyji
Brawo Nyharielu :padam: , jak zawsze, Twoje opowiadania przepelnione sa czyms trudnym do opisania, jak zawsze ( i nie tylko tutaj ;) ) czytam je chetnie
Gratuluje zwyciestwa :D
Nyhariel - Pon Wrz 10, 2007 13:39
Dziêki. To chyba dowód na to, ¿e ch³opak z Gliwic te¿ co¶ mo¿e zrobiæ... :D
|
|
|